Klasyk z mnóstwem nowych pomysłów


Tak naprawdę, wpis o Nicku Cavie miał być umieszczony na zakończenie ­­­– ale wygląda na to, że pisanie bloga spodobało mi się na tyle, że tak szybko jeszcze się nie pożegnam. Ostatnio przypomniała mi się najnowsza płyta Roberta Planta: „Carry Fire” z 2017 roku.

Album znalazł się w czołówce list przebojów w wielu krajach, szczególnie w Wielkiej Brytanii, Irlandii, Szwajcarii, Niemczech, Norwegii, Polsce, Czechach, Finlandii, Szwecji, Belgii, Australii, Kanadzie i USA (14 miejsce na Billboard 200). Na stronie „Metacritic” zdobył 84 punkty na 100 osiągając najwyższy poziom „powszechnie uznany” (81-100 pkt.). Zajął również 37 miejsce na liście najlepszych albumów 2017 roku magazynu „Rolling Stone” oraz został uhonorowany tytułem najlepiej sprzedającego się album 2018 roku, na gali UK Americana Awards.


Muszę przyznać, że to naprawdę inspirujące, że ktoś taki jak Robert Plant, legenda sceny heavy metalowej, znany przede wszystkim jako wyzywający – niemal kobiecy, androgeniczny,  wokalista „Led Zeppelin”.  Pomimo rozpadu grupy, od tak wielu lat, nieprzerwanie tworzy i występuje a co najważniejsze jest na tyle kreatywny, że do dnia dzisiejszego potrafi bardzo pozytywnie zaskoczyć nie tylko swoich fanów, ale również krytykę. Praktycznie wszystkie jego albumy studyjne, również te ostatnie przed „Carry Fire” jak np. „Band of Joy” albo „Lullaby and... The Ceaseless Roar” są zarówno sukcesem artystycznym jak i komercyjnym, zajmują wysokie miejsca na listach przebojów, zdobywają nagrody (jak złota czy srebrna płyta).


Plant, na każdym kolejnym swoim albumie jest inny, wciąż ewaluuje - od stylu i wizerunku znanego z „Led Zeppelin” odszedł już dawno. Może lepiej określić, że wciąż go poszerza o kompletnie inne stylistyki i konwencje takie jak: blues, folk,  jazz, indie rock, post punk, americana, neo-psychodelia oraz rock alternatywny. Do każdej z nich podchodzi zaskakująco świeżo, a jednocześnie z dużym dystansem.

Zmienił się również wizerunek sceniczny Roberta Planta, jego głos nieco się obniżył, fizycznie też jest już mniej kobiecy - bardziej męski szczególnie po tym, jak zapuścił brodę. Z elementów charakterystycznych pozostały mu długie, mocno kręcone blond włosy – będące na każdym etapie kariery znakiem firmowym wokalisty.


Dla mnie były lider  „Led Zeppelin”,  jest kompletnym przeciwieństwem większości starszych gwiazdorów rockowych, którzy żyją dawno już minioną epoką i wciąż wykonują głównie utwory sprzed lat. Planta to nie interesuje. Dla niego istotne jest ciągłe tworzenie oraz szukanie nowych inspiracji muzycznych. Oczywiście bez wątpienia odnosi się z sentymentem do całej spuścizny „Led Zeppelin” – ostatnio  razem z przyjaciółmi z zespołu mieli kilka świetnych koncertów szczególnie ten z 2007 w „O2 Arena” w Londynie – ale nie przeszkadza mu to w realizowaniu kompletnie innych, nowych projektów w ramach kariery solowej.

Album „Carry Fire” jest określany gatunkowo jako americana. Z tym określeniem spotykam się właściwie pierwszy raz – to dość specyficzny gatunek muzyczny pochodzący z USA. Americana, znana czasem jako „alt country”, „progresywne country” albo nieco prześmiewczo „cowpunk” to podobno muzyka inspirowana tradycjami kultury amerykańskiej. Jest połączeniem tradycyjnych oraz współczesnych amerykańskich gatunków muzycznych takich jak np. folk, country, rhythm & blues gospel oraz rock’n’roll. Gatunek ten był inspiracją dla takich muzyków jak np. Johnny Cash, Elvis Presley, Bob Dylan, większości twórców country jak The Band, Willie Nelson, Emmylou Harris, Loretta Lynn, czy Ryan Adams, no i dla Roberta Planta, który podchodzi do niego w specyficzny, tylko sobie  właściwy sposób.


Wybrałem piosenkę „Bones of Saints” z płyty „Carry Fire”. Piosenka jest jednym z singlów -towarzyszących najnowszej płycie.  W utworze można odnaleźć elementy większości gatunków wymienionych wcześniej, należących do americany ale nie tylko. Jest bardzo rokendrolowa ale momentami w tle słychać wokalizy przypominające pieśni dalekowschodnie, szczególnie indyjskie albo żydowskie. W „Bones of Saints” są też elementy typowe dla heavy metalu: mocne, przesterowane gitary, wyraźny rytm oraz gęste brzmienie basowo-bębnowe. Muzyk wielokrotnie nawiązuje do swojego gatunku z czasów „Led Zeppelin” ale jednocześnie dba o to aby jego utwór nie stracił lekkości i świeżości.

Cały utwór ma dość pogodny charakter i jest zróżnicowany muzycznie – piosenkarz bawi się różnymi konwencjami wprowadzając np. elementy pseudo patetyczne szczególnie w emocjonalnym i nieco melancholijnym finale utworu zaczynającym się od frazy In the Garden of Eden.

W teledysku do „Bones of Saints” muzyk zawarł w swobodny i zabawny sposób elementy historii Ameryki (typowe dla gatunku americana) jak i całej ludzkości. Klip video to fragmenty przeróżnych tekstów kultury: gazet, komiksów, książek, rysunków i plakatów z dyskretnie wstawionymi fragmentami tekstu piosenki – z reguły zastępuje on nagłówki albo jest wstawiony między oryginalne teksty. Niektóre obrazy przedstawione w teledysku, dodatkowo się poruszają albo mają efekt stwarzający wrażenie trójwymiarowości.


Tekst piosenki to w większości zlepek rożnych zdań – momentami wydaje się jakby zostały one wyrwane z tekstów kultury, które przedstawia teledysk ale to tylko wrażenie. Tytuł „Bones of Saints” jest dość żartobliwy i nieco ironiczny. Fraza ta zostaje jeszcze powtórzona w czwartym wersie tekstu piosenki:

Above the bones of saints – Ponad kośćmi świętych

Jak już wspomniałem wcześniej, głos Roberta Planta nieco się zmienił. Obecnie śpiewa już zdecydowanie niżej niż w czasach „Led Zeppelin”. Ze względu na klimat i gatunek utworu wokalista zrezygnował z rockowych ozdobników wokalnych takich  jak np. wrzaski czy krzyki. Jego głos jest bardziej pogodny i ciepły, ale nadal można w nim odnaleźć charakterystyczną dla piosenkarza swobodę i „chrypę”. Mam też wrażenie że z roku na rok jego wokal staje się nawet lepszy, nie stracił nic na charyzmie ale jest mniej „piskiliwy” a bardziej dojrzały.


Robert Plant został uhonorowany wieloma nagrodami. Zajął 1 miejsce na liście 100 najlepszych wokalistów metalowych wszech czasów magazynu Hit Parader, a także 1 miejsce na liście 50 najlepszych heavymetalowych frontmanów wszech czasów według Roadrunner Records. W 2009 otrzymał również Order Imperium Brytyjskiego. Jednak sam piosenkarz na razie nie zamierza spocząć na laurach - razem ze swoim aktualnym zespołem „The Sensational Space Shifters” wciąż aktywnie działa w przemyśle muzycznym, uczestnicząc w  nowych projektach i wydając kolejne interesujące albumy.



Popularne posty z tego bloga

Bielszy odcień Procol Harum

Evolution Revolution of Tricky